czwartek, 30 maja 2013

5. Spiski.


– Blaise, ja… – zawahała się dziewczyna, patrząc w oczy przyjaciela. Ujrzała w nich nagły błysk strachu. Nie wiedziała, co powiedzieć. To działo się tak szybko… Nie chciała go zranić, a jednocześnie też nie uśmiechało jej się dawać mu nadziei. – Muszę pomyśleć.
Blaise stał chwilę bez ruchu. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Jednak we wnętrzu chłopaka, dokładniej w sercu, kłębiło się ich masę. Zależało mu na tej dziewczynie, odkrył to ponownie. Wcześniej wydawało mu się, że przez jej krew jest gorsza, że w Hogwarcie już nie może się z nią zadawać. Teraz zrozumiał, jak bardzo się mylił… Ona nigdy się nie zmieniła. Cały czas była cudowną, małą i wrażliwą dziewczynką, jak wtedy na placu zabaw, gdy ją poznał. Doszło do niego, jak bardzo musiał ją zranić, zrywając wieloletnią, piękną przyjaźń. Została w szkole sama, dopiero później trzymała się z Potterem i Weasley’em. Teraz, kiedy to sobie uświadomił, chciał naprawić swoje błędy. I zamierzał tego dokonać.
Hermiona nie miała pojęcia, co zrobić. Przez wszystkie lata tęskniła za przyjacielem z dzieciństwa, ale przyzwyczaiła się. Czy się bała? Może jedynie tego, że znów ją zawiedzie. Że znowu odejdzie… Przewróciła się na łóżku szpitalnym przodem do białej ściany.
– Idź już, proszę – powiedziała łamiącym się głosem. Chłopak popatrzył na nią ze smutkiem, po czym wyszedł.
Na korytarzu spotkał panią Pomfrey, cały czas siedzącą w tej samej pozycji i mamroczącą coś pod nosem. Machnął tylko ręką, idąc przed siebie. Chciał być sam, potrzebował sporządzić jakiś plan, coś, co mu pomoże odzyskać Hermionę. Gdy dotarł nad jezioro, zobaczył tam swojego kumpla. Podszedł do niego, po drodze zbierając płaskie kamienie i stanął obok Dracona. Rzucił pierwszy kamień na spokojną taflę jeziora, robiąc kaczkę.
– Od kiedy tak ci na niej zależy, co? – zapytał ze słabo ukrywaną złością Draco. Nie spojrzał na przyjaciela, nie chciał go widzieć. Zabini milczał. Nie miał ochoty spowiadać się Malfoyowi, wiedział, że ten by go nie zrozumiał. Był zbyt przesiąknięty arystokracją.
– Pytam, kiedy zacząłeś się nią przejmować! – podniósł głos. Draco nie cierpiał, kiedy ktoś go ignorował. Tym razem Blaise zareagował. Wyrzucił wszystkie kamienie do wody i szarpnął zdezorientowanego blondyna za ramię. Był wściekły, a Draco nie wiedział dlaczego. Przerażało go to.
– Słuchaj! Nie wiesz nic o mojej przeszłości, nawet się tym nie interesowałeś! – krzyczał Diabeł. – Więc jeśli masz zamiar prawić mi jakieś morały, to sobie odpuść i daj mi święty spokój!
Odszedł z powrotem do zamku. Draco zapatrzył się w dal, na niknące we mgle krajobrazy szkockich gór. Nie miał pojęcia, o co chodziło jego przyjacielowi, ale wiedział, że miał on rację. Niezbyt się nim interesował, to on, Dracon Malfoy, był na pierwszym miejscu. Nagle do niego doszło, że nie zasługuje na Blaise’a. Zabini wytrzymał przy nim tyle lat, dostosowując się do jego przyzwyczajeń i charakteru.
Podniósł jeden z kamieni, wyrzuconych przez wzburzone jezioro na brzeg. Przyjrzał mu się dokładniej. Nagle podniósł swój wzrok na okna Wieży Astronomicznej i olśniło go. Już wiedział, że musi zawalczyć. Nie chciał stracić jedynej lojalnej mu osoby. Usiadł powoli obok przybrzeżnej kępki trawy, cały czas myśląc o swoim postanowieniu.

***
William pochylał się nad przezroczystą cieczą w szklanej misie. Wirowały w niej rozmyte obrazy, tworząc różne sceny. Chłopak trącił różdżką jedno wspomnienie. Obraz na nim zastygł, przedstawiając twarz młodej dziewczyny. William uchwycił końcem magicznego patyka niebieską nić wspomnienia i włożył ją sobie do głowy. Już wiedział, jak wygląda jego siostra. Teraz musi tylko ją znaleźć.
Wyprostował się gwałtownie. Zamyślił się, wykonując swój tik – pocieranie kącika ust. Sięgnął po torbę podróżną i przygotowane wcześniej ubrania. Był pewien, że musi wyruszyć już teraz. Przeszedł do kuchni po prowiant i małą apteczkę. Gdy spakował ostatnią butelkę zbawiennego płynu – wody – wyszedł do przedpokoju małego mieszkania. Po raz ostatni spojrzał na swoją kwaterę. Wyglądała dość przygnębiająco: ciemne ściany z wieloma widocznymi zadrapaniami, podłoga nie wyłożona żadnymi panelami, meble przypalone najprawdopodobniej od dawnego pożaru, a okna przysłonięte ciężkimi kotarami. Było mu ciężko, że opuszczał to miejsce. Pomimo jego niejakiej obskurności, przywiązał się do niego.
– No to jadę – westchnął cicho pod nosem, zamykając podniszczone drzwi na klucz. Zszedł po schodach na dół. Na niższych piętrach zatrzymywali go magiczni sąsiedzi, aby życzyć mu powodzenia; plotka o jego wyjeździe w celu odnalezienia siostry widocznie się już rozprzestrzeniła. Gdy wyszedł wreszcie na zewnątrz, uderzył w niego zimny podmuch wiatru. Choć był dopiero wrzesień, to na północy kraju panowała dość mroźna atmosfera. Niektóre okna czy dachy tych mugolskich wynalazków, samochodów, były oszronione. Śnieg co prawda nie spadł, ale powietrze było zdecydowanie zimowe. Jedyne, co w takiej pogodzie nadawało się do uznania, to krajobrazy. Chłopakowi szczególnie przypadł do gustu jeden, który można ujrzeć było z wysokiego pagórka niedaleko za miastem. Białe szczyty gór okryte kłębiastymi chmurami, a w dole rozciągające się po horyzoncie błyszczące, srebrzyste jezioro. Lubił zapatrywać się w ten widok i myśleć. To wyzwalało jego wewnętrzny charakter. Przy innych ludziach musiał udawać szczęśliwego realistę. Dopiero na samotności lub przy osobach jego pokroju mógł być sobą. Przy śmierciożercach.
– Taxi! – zawołał, machając ręką na żółte auto. Zatrzymało się, a on wpakował swój bagaż na tylne siedzenie.
– Bierze pan też dłuższe trasy?
Kierowca spojrzał na Williama spod przymrużonych powiek. W myślach kalkulował, czy to by mu się opłacało.
– Zależy dokąd – warknął w końcu. Nie był zbytnio zainteresowany tą podróżą. Chłopak wyglądał na podejrzanego.
– Do Londynu – odpowiedział beztrosko William, jakby mówił o przejażdżce na drugi koniec miasta. Taksówkarz zamarł. O czym on bredzi? Stąd do stolicy Anglii jest jakieś czterysta mil!
– Bez urazy, ale czy pan oszalał? Taksówki nie przemierzają takich odległości!
William wyciągnął różdżkę i przystawił ją mężczyźnie do gardła. Kierowca myślał, że to nóż, a chłopak jest zdesperowanym narkomanem. Ze strachu ścisnął mu się żołądek, a bicie serca zwiększyło swoją prędkość.
– To jedzie pan, czy nie? – syknął do ucha przerażonego mężczyzny, który gorliwie pokiwał głową, nie będąc w stanie się odezwać. William opuścił różdżkę, uśmiechając się z satysfakcją, i rozłożył się wygodnie na siedzeniu.
– No to do przodu! – zawołał.

***
Hermiona leżała, wpatrując się przed siebie. Nie wiedziała, co ma robić. Z jednej strony pragnęła wybaczyć Blaise’owi, znów poczuć, że ma prawdziwego przyjaciela od serca, ale z drugiej… Bała się, że znowu ją zrani. W dodatku przyjaźni się z Malfoyem, co na pewno nie jest dla niej dobre.
– Eh… – westchnęła cichutko. Dlaczego to musi być takie skomplikowane?
Nagle do Skrzydła Szpitalnego wparował dyrektor. Nie zatrzymał się przy jej łóżku, ale pogodnym spojrzeniem ciepłych oczu sprawił, że w dziewczynie wzrosła nadzieja. Wszedł szybkim krokiem do kantorka pani Pomfrey. Hermiona nie wiedziała, co tam robił, ale po chwili zobaczyła go, niosącego biały fartuch i tacę z eliksirami.
– Panie profesorze… – zaczęła, lecz nie dane było jej dokończyć.
– Proszę nie pytać, panno Granger – powiedział, a na widok jej zdziwionej miny, dodał: – Powszechnie mówi się, że kto pyta, ten nie błądzi. Jednak w tym momencie pani nie może wstawać z posłania, a więc nie zgubi się pani. Radzę w takim razie nie pytać.
Dumbledore wyszedł, a Hermiona siedziała na łóżku z otwartymi ustami i rozszerzonymi źrenicami. Coraz mniej rozumiała tego człowieka. Pokręciła głową z politowaniem i zajęła się lekturą wspaniałej czarodziejskiej książki o wdzięcznym tytule „Ona i On”.

 ***
 
Ron siedział przed kominkiem w pokoju wspólnym Gryffindoru. Co chwilę jego umysł nawiedzały straszne sceny z udziałem jego i Hermiony. Po bladym policzku chłopaka spłynęła mała, ledwie zauważalna łza. Zawierała w sobie tyle bólu, tyle cierpienia… Kochał Hermionę. Kochał ją od pierwszej klasy, a wyzwanie jej w pamiętny dzień, kiedy zaatakował ją troll, było próbą odwrócenia myśli od jej skromnej osoby. Wiele by dał, by być z Hermioną, jednak chyba naprawdę do niczego się nadawał, skoro wolała nawet Malfoya… Co prawda Ron nie wierzył, żeby akcja w pociągu z udziałem dwóch znienawidzonych przez siebie ludzi mogła być czymś więcej, ale… Gdy teraz tak sięgał pamięcią do zmierzchłych czasów, nie umiał znaleźć obrazu, w którym Hermiona w ogóle by go przytulała. Kolejna blada łza spłynęła po jego obliczu. Nie mógł mieć dziewczyny, którą kochał. Powód był dziecinnie prosty, a jednak jaki rozległy. Nie kochała go. To raniło chłopaka najbardziej. Miłość jego życia, będąca praktycznie na wyciągnięcie ręki, nie chciała go. Teraz pojawiła się jeszcze Heks… Ron miał nadzieję, że dziewczyna pomoże mu z tą całą zagmatwaną sytuacją odnośnie Hermiony. Widział w Heks przywódczynię, kobietę nagminnie łaknącą sukcesu i władzy. Imponowało mu to, choć sam nie wiedział dlaczego. Po kilki dniach zastanawiania się na wakacjach, nigdy do tego nie powrócił.
Westchnął ciężko, rozprostowując kości. Przeciągnął się leniwie, a opuszkami palców starł niewidoczne ślady po słonych łzach. Wyjrzał przez okno i zobaczył za nim dość wielu uczniów; widocznie lekcje się skończyły. Nagle w szybę zastukała sowa. Ron podszedł i uchylił okiennice, pozwalając ptakowi wlecieć do środka i zrzucić paczkę z listem na stół. Chłopak chwycił przesyłkę i dając sowie jedno z ciastek, pozostawionych przez nieuważnych uczniów, poszedł do dormitorium. Rozerwał kopertę pospiesznie, ponieważ był ciekaw jej zawartości. Wypadł z niej zażółcony ze starości pergamin. Ron rozwinął go i przeczytał:
 
Ronaldzie Weasley!
Jak dowiedziałem się z pewnych źródeł, jesteś… „zakochany” w Hermionie Granger. Uważaj jednak, bo z Twojego najbliższego otoczenia ktoś spiskuje przeciwko Tobie. Dopóki go nie unicestwisz, nie będziesz z Granger. Po co zwlekać? Nie wiem dokładnie, co to za osoba, ale jestem pewien, że ktoś taki jak Ty, musi sobie poradzić.
Przyjaciel”

***
– Korneliuszu, tak nie może być! – zawołała zdesperowana Dolores Umbridge. Jej skrzeczący głos roznosił się echem po ponurym korytarzu Ministerstwa Magii. Idący przed nią szybko człowiek odwrócił się nagle, tak że mało brakowało, aby na niego wpadła. Jego twarz oszpecona wieloma zmarszczkami wygięła się w grymasie zniecierpliwienia.
– Dolores, dobrze wiesz, że nie mogę już nic zrobić – rzekł zmęczonym tonem. Różowe usta byłego Inkwizytora Hogwartu otwarły się w wyrazie oburzenia.
– Mówiłam ci mnóstwo razy! – krzyknęła, po czym dodała ciszej, łapiąc go za ramię: – Namów chłopaka.
Korneliusz wyszarpnął rękę z uścisku jej równie różowych co usta, szponów.
– Sama wiesz, że próbowałem – syknął. – Teraz rządzi tu Rufus. Ja nie mam nic do gadania.
Oboje zamyślili się głęboko, nie zauważając nagłego przyjścia obecnego Ministra Magii. Rufus stając obok nich, zdołał dostrzec nerwowe mruganie powieki Dolores i bawienie się cytrynowo zielonym melonikiem przez Korneliusza, zanim te tiki zostały zastąpione przywitaniem go. Widocznie coś spiskowali. Wbrew opinii dawnego Ministra, Scrimegour był człowiekiem bardzo bystrym i dokładnym. Potrafił dostrzec każdy najmniejszy detal, nawet, jeśli nie miał on dla innych zbytniego znaczenia. W młodości, gdy nie wiedział jeszcze o swoich czarodziejskich mocach, chciał zostać detektywem. Całe dzieciństwo przygotowywał się do tego zawodu pod czujnym okiem wujka, a że był człowiekiem ambitnym i pracowitym, szło mu całkiem nieźle.
– Witamy, pani Ministrze – rzekła Umbridge, z niepowodzeniem starając się ukryć ironię. Rufus spojrzał na nią lekko zamglonym wzrokiem. Słysząc jednak niegrzeczne chrząknięcie pracownicy Ministerstwa, oprzytomniał.
– Tak, tak, witam – odpowiedział, próbując okazać choć trochę zmieszania. Przeniósł wzrok na Korneliusza Knota.
– Knot, czy nie powinieneś być już poza Ministerstwem? – zapytał z kpiną, wyraźnie sobie z niego drwiąc. Korneliusz nie poprzestał bawić się melonikiem.
– Bo widzisz, Rufusie… – zająknął się lekko, a na jego twarzy ukazał się delikatny rumieniec wstydu. – Nie mógłbyś zapewnić mi jakiejś… dodatkowej ochrony? Znaczy, bo wiesz, nie chciałbym natknąć się na paru… mniej cywilizowanych ludzi.
Rufus parsknął szyderczym śmiechem.
– Knot, czy ty naprawdę myślisz, że ktoś wyszedłby na ulicę w tych czasach tylko po to, żeby cię zaatakować?
Policzki Korneliusza Knota zalał jeszcze większy rumieniec zażenowania. Spuścił głową, przestając na chwilę machać kapeluszem.
– Ale jeśli tak bardzo nalegasz… – powiedział Scrimegour, przedłużając wypowiedź z wyniosłym wyrazem twarzy. – Mogę wypożyczyć ci aurora na pół godziny.
Potoczył jeszcze wzrokiem po  korytarzu, jakby chciał powiedzieć: „Nietaktownie jest stać na środku korytarza i spiskować”. Odwrócił się, zamiatając podłogę połami ministerskich szat i odszedł do swojego gabinetu.
Milcząca do tej pory Dolores również postanowiła się zbierać. Przecież musiała pracować, a że była osobą wręcz obsesyjnie wykonującą zadane jej polecenia, chciała wykonać wszystko perfekcyjnie. Mruknęła parę słów pożegnania do upokorzonego Korneliusza, a na odchodne rzuciła:
– Słodko wyglądasz w tych różowiutkich rumieńcach – i chichocząc niczym mała dziewczynka, żabim krokiem poczłapała do piętra swojego Departamentu. Korneliusz zakrył twarz melonikiem. Był strasznie zawstydzony.
Idąc blisko ścian i unikając ludzi, dotarł do wyjścia z Ministerstwa. Czekał na niego już jeden auror, niezbyt przyjaźnie nastawiony.
– Chodźmy – rzekł grobowym głosem John Dawlish, popychając byłego Ministra do przodu.
– Ej, Dawlish, nie pozwalaj sobie za wiele! – wykrzyknął wzburzony Knot. – Byłeś moim osobistym ochroniarzem, trochę szacunku!
Auror, nie zwracając uwagi na słowa zwierzchnika, wepchnął go do powoli zamykającej się windy.

***
Harry Potter maszerował samotnie przez obecnie opuszczone korytarz Hogwartu. Jego głowę zaprzątały myśli związane z dzisiejszą Transmutacją. Pomimo usilnych starań, nie zdołał sobie przypomnieć niczego podejrzanego, zanim TO się stało… Niestety będzie musiał rozczarować profesor McGonagall, która kazała im pozbierać wszelkie informacje na temat zdarzenia.
Harry wyglądał przez mijane okna na błonia. Krajobraz migał mu przed oczami, więc nie zatrzymywał na niczym wzroku. Jednak nagle obraz jakby spowolnił. Dostrzegł platynową czuprynę Malfoya, siedzącego nad jeziorem. Wtem jego umysł zalały urywki zdań: „On jest śmierciożercą. Na miejsce swojego ojca.”, „To była lewa ręka. On ma na niej Mroczny Znak.” No tak! Przecież Malfoy MUSIAŁ być śmierciożercą. A teraz jest sposobna sytuacja, by to sprawdzić. Taka okazja więcej może się nie powtórzyć.
Zbiegając po marmurowych stopniach na najniższe piętro, potknął się o kawałek szmatki podrzuconej mu pod nogi przez Irytka.
– AUU! – wrzasnął na całe gardło, w myślach przeklinając poltergeista. Sturlał się po schodach na sam dół, wlepiając wzrok w sufit. Po chwili wstał i rozejrzał się dookoła. Wtedy naszła go myśl, że Sala Wejściowa jest całkiem ładna. Była dość duża, ale za to bardzo wysoka; sklepienie ginęło w mroku wysokości. Płonące całą dobę pochodnie nadawały pomieszczeniu czerwonawy blask. Po lewej stronie wielkich wrót wejściowych znajdowały się mosiężne drzwi do Wielkiej Sali, a po prawej – cztery klepsydry ze szlachetnymi rubinami, informującymi, ile punktów ma jaki dom. Powstawała wokół nich intrygująca poświata, zmieszana z głównych kolorów domów. Po drugiej stronie, w kamiennej posadzce, widniały korytarze do zamkowych lochów i kuchni.
Harry, podziwiając konstrukcję pomieszczenia, nie zauważył, kiedy na dworze nastał zmrok. Z zachwytu wyrwało go dopiero skrzypienie otwieranych wrót wejściowych. Spanikował, obawiając się, że może to być któryś z nauczycieli, co gorsza – Snape. Dlatego poczuł, jak kamień spadł mu z serca, gdy ujrzał błysk białych włosów Malfoya. Znów poczuł się przepełniony po brzegi Felix Felicis.
Wyszedł z kąta, zachowując ostrożność i ciszę. Szarpnął Malfoya za ramię, chcąc go nastraszyć, lecz ten nie dał się zaskoczyć.
– Potter… Myślałeś, że cię nie zauważę? – zapytał sarkastycznie Draco. Złapał Harry’ego za rękę i wykręcił do tyłu. Chłopak pod wpływem bólu zgiął się w pół. Poczuł, jakby Malfoy własnoręcznie połamał mu wszystkie kości w ręce!
– Ja wiem… – zaczął Harry lekko szaleńczym tonem. – Wiem, wiem, że jesteś… ŚMIERCIOŻERCĄ!
Malfoy puścił jego rękę i walnął go z pięści w nos. Patrzył na Wybrańca z wyraźnym gniewem w oczach. To już nie były żarty.
– Jak śmiesz, Potter?! – wykrzyczał, po chwili milknąc, kiedy uświadomił sobie, że cisza nocna już dawno obowiązuje. – Nawet nie wiesz, o czym mówisz!
Kopnął go w brzuch. Harry stęknął z bólu i upadł na brudną posadzkę. Malfoy zaczął okrążać leżącego dookoła, uśmiechając się szyderczo.
– Nie masz żadnych dowodów ani nawet podstaw.
Nagle Harry coś sobie uświadomił. Przecież wtedy na wakacjach…
– Mam! – powiedział donośnie, wyraźnie ucieszony. – A właśnie, że mam!
Malfoy zatrzymał się. Harry’emu wydawało się, że dostrzegł na twarzy wroga cień lęku, ale równie dobrze mogło to być spowodowane rzucającym cienie światłem pochodni.
– Nie obchodzą mnie twoje nieprzemyślane urojenia, Potter – warknął zniecierpliwiony Ślizgon. Popatrzył na klepsydry domów. Slytherin prowadził nad innymi domami znaczną liczbą punktów.
– I jak, Potter? Jak to jest zawsze przegrywać, co, Gryfonie od siedmiu boleści? – kpił. Poniżanie innych sprawiało mu niemałą przyjemność. Obrócił się twarzą do kwiczącego z bólu Harry’ego. Jego wargi wykrzywiły się w grymasie obrzydzenia i pogardy. – Strzeż się.
Odchodząc niby przypadkiem zgniótł butem okulary w drucianych oprawkach Harry’ego Pottera. Będąc na początku korytarza prowadzącego do lochów, spojrzał na słynnego „bohatera”. Po raz kolejny poczuł się zwycięzcą.

***

Ciemnowłosa kobieta kreśliła coś szybko na pożółkłych stronach dziennika. Na jej twarzy co chwilę pojawiał się grymas bólu i cierpienia. Mężczyzna, obserwujący ją z drugiej strony obszernego pokoju, w którym się znajdowała, nie mógł znieść tego widoku. To nie tak miało wyglądać…
– Laryso – zaczął, podchodząc do niej powoli, a kobieta uniosła głowę znad zeszytu na znak, że słyszy – tak nie może być! Dobrze wiesz, że to, co robisz, jest złe.
Kobieta nazwana Larysą prychnęła cicho pod nosem, ale udzieliła swoją uwagę słowom mężczyzny.
– Ona się musi sama dowiedzieć. Zresztą – dodał i pochylił się nad kobietą, i wyjął jej z ręki zamoczone w atramencie piór – co ty tam wypisujesz tyle czasu?
Larysa momentalnie zakryła zapisane strony dzienniku swoimi bladymi dłońmi i zacisnęła usta w wyrazie lekkiej dezorientacji albo oburzenia. Mężczyzna parsknął i odchylił się do tyłu.
– Fredro, przestań. Wcale ci na niej nie zależy, tylko udajesz… – zaczęła kobieta dość przemądrzałym tonem, zadzierając nos wysoko do góry. Fredro wykorzystał tą okazję i podniósł Larysę z krzesła, tym samym odsłaniając zapisane stronice. Larysa wierzgała się na jego ramionach niczym małe dziecko, jednocześnie mocno krzycząc.
Fredro z każdą linijką przeczytanego tekstu coraz bardziej bladł. Na jego twarzy można było doszukać się cieniu przerażenia, w oczach bezradności. Wiedział, że nie da rady wybić jej z głowy takich durnych pomysłów. I dlatego postanowił działać, dopóki nie wydarzyło się nic większego. Nie robił tego dla córki, o nie, ona go nie interesowała. Jednak syn, to co innego, a że był przywiązany do swojej siostry…
Odstawił Larysę bezpiecznie na posadzkę, a sam skierował swoje kroki do tajemniczego gabinetu na końcu korytarza. Nikt oprócz niego nigdy nie był w środku…
Wszedł, zamykając za sobą drzwi na klucz. Na środku gabinetu stało wielkie dębowe biurko, a przy ścianach dominowały regały z dziwnie wyglądającymi księgami i ingrediencjami do eliksirów. Po podłodze walały się kartonowe pudła po najnowszych przesyłkach. Posadzka wykonana z szarego kamienia idealnie komponowała się z przykrytymi czerwoną cegłówką ścianami. Sufit upstrzony był milionami gwiazd; oddawał nocne, bezchmurne niebo.
Fredro podszedł do regału naprzeciwko drzwi i wyjął z niego starą, podniszczoną księgę w zielonkawej okładce. Przekartkował ją na zaznaczoną wcześniej stronę i wyjął z pod blatu biurka mosiężny kociołek. Nalał do niego wody i ustawił na gaz. Zaczął po kolei dosypywać składniki. Już wiedział, co powinien zrobić…
Nagle w jego umyśle zaczęła formować się scena z udziałem jego córki i Czarnego Pana. Że też wcześniej o tym nie pomyślał… Sięgnął po czarodziejski nadajnik, schowany w dolnej szafeczce, i wystukał na klawiszach numer różdżki swojego przywódcy.
– Panie? – zapytał, siląc się na spokój; nie mógł zdradzać swojego podenerwowania całą sprawą. Z prymitywnego różdżko-podobnego telefonu czarodziejów rozległ się zimny jak lód głos Voldemorta:
– Kto śmie zakłócać mój czas prywatny?
Fredro Salvalez nie zląkł się. Był przyzwyczajony do, może się wydawać, dziwnych pobudek Czarnego Pana, a co więcej, nie przeszkadzało mu to.
– To ja, Panie, Fredro Salvalez – oznajmił opanowanym tonem. – Odnalazłem silną potrzebę podzielenia się z tobą, Panie, pewnym poważnym pomysłem.
Przez chwilę panowało milczenie, którego Fredro nie przerywał, mając świadomość, że Czarny Pan namyśla się.
– Mów – wysyczał w końcu Voldemort.
– Dziwnie jest mi to mówić, ale musimy odnaleźć moją córkę, Panie, ponieważ miałem kolejną wizję o tym, że warto by na nią uważać… – odpowiedział nieco rozdrażniony faktem posiadania takiej córki pan Salvalez. 
^***^
Hej! Witam Was ponownie po mojej dość długiej nieobecności. Przepraszam, ale w mojej szkole zaczęło się poprawianie ocen, więc jest trochę z tym roboty… W międzyczasie maluję jeszcze obraz, mam na niego tylko tydzień -.-. Czy nauczyciele od plastyki nie wiedzą, że dzieła tworzy się niekiedy latami? :D
Mam nadzieję, że pozostawicie swoją opinię w komentarzu. Każdy jest dla mnie bardzo ważny. To dzięki Wam, Kochani Czytelnicy, ta notka pojawia się dzisiaj, a nie jutro, czy pojutrze.
 Pozdrawiam Wszystkich bardzo cieplutko, a notka dedykowana jest Wam!
 Cave

PS. Mi rozdział się podobał, pomimo, że może było w nim zawartych zbyt wiele różnych wątków. Powoli (bardzo powoli) będę wyjaśniać rzeczy zawarte w poprzednich rozdziałach. Jeszcze raz pozdrawiam i DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE!
PS. 2. Przepraszam za nierówne akapity, ale mój Blogger zwariował i nie chce mi przyjąć poprawnej wersji z Worda... :c

19 komentarzy:

  1. Czyżbym była pierwsza?
    Notka very ciekawa...
    Ten ojciec ***** jest wprost genialny! Dark Master się pojawia! Yhm!!!
    Dobra... Napisałaś na GG, nie będę ryzykować straty komcia.
    Papa
    F.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niech Hermiona będzie pogodzi się z Blaisem ! Prooosze... ;)
    Zapraszam: potterowskie-co-nieco.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :D Właśnie zauważyłam, że jest NN u cb! Od razu zabrałam się za czytanie i jak skończyłam, myślałam, że to takie długie jak jeden rozdział w książce HP xD
    Bardzo mi się podoba. A ta scena Z Draconem i Harrym... brak słów !
    Najbardziej mi się podobała scena z Ronem. Szkoda mi się go zrobiło.
    Niech Mionka pogodzi się z Blaisem! Pliss! :D
    Pozdrawiam i ślę całuski, a przede wszystkim... weny !
    Ginny P.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mionka ma się przyjaźnić z Blaisem, jakoś uważam, że pasują do siebie (pod względem przyjaźni)
    I rzeczywiście jest w notce dużo różnych wątków i jak dla mnie za dużo, ale mam pecha i tak notka jest Odjechana :P.
    Bardzo podobała mi się scena z Williamem, jakoś tak i to nie ze względu na to, że on tam był tylko pod względem...akcji z taksówkarzem :D
    Oczywiście reszta scen, również świetna *-*
    Czekam na nową notkę, jak dziecko które nie może doczekać się urodzin, bo dostanie na nie wymarzonego kucyka,albo lalkę Barbi xd
    /R

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe. Dracon i Harry. :D
    Dawajta mi tu Hermionę pogodzoną, a nie!
    Rozdział jest baaardzo ciekawy i jakże wciągający. Szybko pisz następny rozdział :3
    Jeśli znalazłabyś troszkę czasu, by skomentować mojego bloga to bardzo proszę, bo przecież sama wiesz jakie to jest ważne. Odwdzięczę się tym samym :)
    http://modaprzemijastylpozostajex3.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. ooo kurcze :x ale się porobiło z Blaisem i Hermioną :c no ale oni muszą sie przecież pogodzić!
    uuu William :D ostryy! xd nieładnie straszyć taksowkarzy xd
    ohh i ta scena na końcu z Harrym i Draco w roli głownej... EPICKA!
    trochę szkoda mi Rona :o
    czekam na next xd

    zapraszam do mnie na 2 rozdział i miniaturke ;)
    droga-do-milosci.blogspot.com

    Pozdrawiam M.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie tam nierówne akapity... Treść się liczy! :) Jak dla mnie, postacie trochę zbyt szybko myślą... Za szybko zmieniają zdanie, w jednej chwili myślą tak, a w drugiej już zupełnie odwrotnie... Nie umiem wyjaśnić o co mi chodzi :(
    I np. Malfoy nie zaatakowałby Pottera tak szybko, to do niego niepodobne. A Potter... czy trafiło go jakieś zaklęcie, że tak podziwiał Salę Wejściową przez KILKA GODZIN? No bo zapadł zmierzch... O.o Jakoś go tu nie lubię.
    Najbardziej podobał mi się fragment z ministerstwem. Chyba polubię Rufusa :D
    Ogólnie, nad stylem mogłabyś leciutko popracować (niebijmnie, niebijmnie, niebijmnie), ale fabuła świetna :)
    Weny,
    Camme ♥
    Ale złe przeczucia co do tego śmierciożercy miałam od początku, wiedziałam, że nie jest dobry, kiedy chciał powstrzymać tę dziewczynę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oooo... Fajnie . :) faktycznie dużo wątków i mój mały mózg ledwo to łapie ale jest ok. :) ta córka... No cóż na razie mogę się tylko domyślać kto to jest. Proszę Cię Cave o informowanie o nowych notkach bo mimo iż codziennie to sprawdzam (teraz nie mogłam bo też mam poprawy) to jednak wolę na wszelki qwypadek żebyś to robiła. Czekam cierpliwie na nexta,
    Gosia :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Dasz mi jakis nr kont. Do Ciebie? (Najlepiej nr gg) bo mam domtsl, kto jest corką Fredro... ale poniewaz jesli mualabym racje nie chce spojlowywac :) pozatym chcialabym byc regularnie informowala, kiedy moze pojawic sie nota :*
    /Maja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. * domysly
      * mialabym

      Usuń
    2. Oczywiście, moje gg: 32785681 , a jeśli chcesz, to mój email: mionka.malfoy@gmail.com :D
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Boskie <3 Ojojoj ile zagadek i tajemnic ;) Kocham to :)
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  11. hej kochanie ;*** tu dragonfly z hid.bloog.pl pewnie tak mnie kojarzysz ;p po pierwsze chciałabym podziękować ci za komentarz u mnie, bo naprawdę wiele dla mnie znaczy ;*** kurde to było już jakiś czas temu, ale myślę, że pamiętasz, a ja chciałabym przeprosić, że dopiero teraz odwiedzam twojego bloga ;*** naprawdę jestem na siebie wściekla, że tak wyszło i mam nadzieję, że się na mnie nie obrazisz ;** co do mojego opowiadania na hid.bloog.pl to zostało zakończone, ale zaczęłam coś nowego, gdzie serdecznie cię zapraszam ;p she-and-he-together-forever.blogspot.com
    ufff no to teraz przechodząc do sprawy najważniejszej, czyli twojego opowiadania ^^
    muszę przyznać, że mi się podoba, twój styl pisania przypadł mi do gustu i to wszystko czyta sie tak lekko i swobodnie ;))
    widać też, że masz pomysł na tą historie i jak najbardziej mi się to podoba, choć mam do ciebie tak wiele pytań ;p
    1. szok, kiedy pojawiła sie ta cała Heks, i to jak traktują ją przyjaciele Miony i, że teraz bardziej zależy im na nowej dziewczynie niż na Granger
    2. wogóle cała ta postać Heks jest dla mnie dziwna
    i ohhh szczerze mówiąc to mnie wkurza ;p
    3. zachowanie McGonagall i to jak potraktowała Hermione w Wielkiej Sali, jest zbyt surowa i niech troche wyluzuje kobitka xD
    4. Malfoy ? ten Draco Malfoy przytulił sie do Miony ? stali objęci ? razem ? wow niezły szok i nawet teraz nie mogę w to uwierzyć, a jeszcze ten pocałunek, znaczy muśnięcie ustami, ale kurde mać uwielbiam cie za to ♥
    5. teraz jednak zachowanie Draco jest ohhh wkurzające, najpierw całuję dziewczyne, przytula ją, by późnie stwierdzić, że ten cały płacz jest udawany i powyzywać ją od najgorszych osób na świecie ;((( szkoda, ale mam nadzieję, że stopniowo zmieni się jego nastawienie do dziewczyny ;))
    6. i ma walczyć o przyjaźń z Diabłem, bo jak nie to nie wiem co mu zrobię xD
    7. trochę zdziwiło mnie jego zachowanie w stosunku do Pottera, w sensie, że był taki brutalny i go pobił, ale cóż nie chciał by ktoś dowiedził się o tym, że jest Śmierciożercą
    8. jejku tak mi się szkoda zrobiło Hermiony, że głowa mała ;(( dlaczego nikt jej nie pomógł ? wogóle co się działo i dlaczego to wszystko ? jak już widać to nie miała za szczęśliwego życia ...
    9. dobrze, że Diabeł zrozumiał swój błąd i ją przeprosił, lepiej później niż wcale ;))
    10. ooo i przyjaźnili się w dzieciństwie ? to cuuudowne i naprawdę świetny pomysł ♥
    11. ona ma mu wybaczyć, znaczy niech się dalej przyjaźnią, bo Miona potrzebuje wsparcia i przyjaciela przy swoim boku ^^
    12. ciekawa jestem czy Blasie powie o swoim dzieciństwie Malfoyowi ?
    13. kim jest Will ? może to brat Hermiony ? jednak cieszę się, że Voldemort nie przyjął go do swoich sługusów ;)) chłopak w spokoju może jechać szukać siostry, tylko ohh niech nie przechodzi na złe moce ;p musi być dobry, musi...
    14. wkurza mnie zachowanie jego ojca - Fredra, bo nie interesuję sie córką i tym co się z nią dzieję, a skontaktował sie z Voldemortem, bo myśli, że jego córka może być dla nich zagrożeniem... Larysa pisze pamiętnik ? czy to nie jest ten pamiętnik, który znalazła Hermiona ? to ona musi być ich córką ;p nie no, a tak na serio to tylko moje podejrzenia ;))
    15. hymmm sprawa z ministrem intrygująca, ale za chiny nie wiem o co może chodzić ;)
    ehh trochę sie rozpisałam, ale mam nadzieję, że dotrwałaś do konća, bo chciałam ci powiedzieć, że naprawdę masz świetne pomysły i tylko czekać na notkę następną, którą mam nadzieję, że szybko dodasz ;p
    pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję za tak długi i motywujący komentarz. Tak naprawdę w ogóle nie miałam nadziei na to, że wejdziesz na mojego bloga. Ani trochę się nie gniewam, jestem strasznie mile zaskoczona. Twój komentarz wywołał u mnie szeroki uśmiech na twarzy... Muszę ci powiedzieć, że dobrze myślisz i jako jedyna zwróciłaś uwagę na dziennik, za co wielkie brawa! ;) Jednak pozwolę sobie pozostawić Ciebie i innych w niepewności, nie kwestionując Twoich domysłów. Oczywiście już wchodzę na Twojego nowego bloga, nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jaką historię Dramione wymyśliłaś.
      Pozdrawiam gorąco,
      Cave :*

      Usuń
  12. Przepraszam!! Od tego powinnam zacząć ten komentarz. Dawno mnie tutaj nie było, ale wszystkie zaległości właśnie nadrobiłam :)
    DRACO I BLAISE MUSZĄ SIĘ POGODZIĆ!! Och, jak ja nienawidzę jak oni się kłócą!!
    Ciekawi mnie jak zareagowałby Smok, gdyby dowiedział się o wspólnej przeszłości Diabełka i Miony. Mam jednak nadzieję, że później zaakceptowałby ten fakt.
    Blaise zrozumiał, że błędem było zrywanie przyjaźni z Mionką!! Wiii moje serce się raduje.

    A tak na marginesie wstawiłam rozdział 4 na moim blogu na który serdecznie zapraszam (taki mały SPAMik)
    Pozdrawiam magicznie i ściskam gorąco <3
    ~hope~
    Ps. A i jeszcze duuuużo weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaa, to dlatego kojarzyłam tamten rozdział! o wszystko wyjaśnia. Nie wiem tylko, dlaczego do jasnej cholibki nie wspomniałam no, co miało miejsce w tym rozdziale?!? Eh, wybacz mi, kochana. Właśnie naprawiam swój błąd.
      Strasznie mnie ciekawi kim jest ten Will... Mam pewne podejrzenia, ale... to może być brat Hermy. Nie wiem, ale mam nadzieję, że się dowiem (nie niedługo, bo lubię być trzymana w napięciu i oczekiwaniu ^^)
      Draco pobił Harrego... Hmmm niezbyt lubie Pottera, dlatego nie jest mi go żal.
      Pozdrawiam magicznie
      ~hope~

      Usuń
  13. Wow, rzeczywiście dużo wątków. Ale to wielki plus, że rozdział jest taki długi i urozmaicony.
    Mam wielką nadzieję na to, że Hermiona wybaczy Zabiniemu. Chciałabym przeczytać więcej o przyjaźni tej dwójki. Oby było jak najwięcej Diabełka <3
    A Draco to mój mistrz! :3 Tak myślę, że Blaise połączy Herm ze Smokiem.
    A ta cała sprawa z Williamem, jego rodzicami i siostrą, bardzo jestem ciekawa kto to jest. Choć już mam co do tego pewne przypuszczenia. :3
    Hahaha, wytrzymać ze śmiechu nie mogłam, jak wyobrażałam sobie Voldzia gadającego z Fredro przez różdżko-Iphona. :D Jak najwięcej scen z Lordem.
    Weny życzę,
    Gabi:*

    OdpowiedzUsuń
  14. no,no dyzo sie tu u Ciebie dzieje, jestem pod wrazeniem Mionuś. Mam pewne sugestie i przemyslenia co do poniektórych fragmentów, ale nie będę ich pisać w komentarzu :D.
    Rozwinęłaś się. Nawet bardzo. Piszesz przepięknie, używasz dużo epitetów, dzieki ktorym rozdział staje się pełniejszy. Gratuluje talentu i pomysłów.
    Powalila mnie scena z różdżkofonem XD Wyobraź sobie teraz starego Voldzia trzymającego jakąś cegłę z antenką i próbującego ogarnąć o co w tym chodzi XD bezcenne :D
    A więc podsumowując: Oby tak dalej!
    Pozdrawiam,
    Shadii. :))

    OdpowiedzUsuń
  15. Kolejny świetny rozdział:) To na co zwróciłam uwagę to barwne opisy, zazdroszczę ci tego talentu no. Faktycznie było dużo wątków, ale mnie to nie przeszkadzało. Przynajmniej akcja była bardziej żwawa. I ta kobieta matka Willa- czyżby ten dziennik miał coś współnego z tym, który jest w rękach Miony? Scena między Draco i Harrym- ahh, jakie to dla nich typowe xD

    OdpowiedzUsuń